Mówi się o dwóch rynkach pracy – pracodawcy i pracownika. Każdy z nich kieruje się innymi prawami, cechują go inne wartości, ale oba maja wspólny cel: dążą do zdobycia pieniędzy, które będą mogli przeznaczyć na konsumpcję i dzięki którym poprawią sytuację finansową swoją oraz bliskich. Każda ze stron ma inne zdanie na temat tego, jak powinien wyglądać idealny układ na linii pracownik-pracodawca. Rodzi się pytanie, czy coś można zmienić, czy współczesny rynek daje szanse i możliwości, czy też pełen jest mitów i raz na jakiś czas zatacza on koło i rodzi się na nowo?
Historia, która może szokować
Książka To nie jest kraj dla pracowników, którą napisał Rafał Woś, może lekko szokować. Przede wszystkim łamie ona wiele schematów i obala mity, którymi żywimy się każdego dnia. Na pewno nie będzie ona „smakowała” tym „złym przedsiębiorcom”, w wielu momentach bowiem po prostu rozprawia się z nimi i to w sposób dość drastyczny, na dodatek poparty ogromną ilością badań i przykładów. Woś już na początku wprowadza nas w historię kapitalizmu. Nie można mówić, że jest on zły w swoich założeniach, ale w jego długiej historii wielokrotnie zdarzały się momenty, w których uderzał we wszystkich, niczym broń obusieczna.
Woś usiłuje wyzbyć się wszelkich dogmatów, stara się nie idealizować i nie potępiać, jeśli nie ma ku temu podstaw popartych wiedzą i obserwacją. Historia kapitalizmu opowiedziana na pierwszych stronach skupia się na najważniejszych jej momentach. Pokazuje, że wielokrotnie sytuacja społeczna jest wynikiem zarządzania przedsiębiorstwami. W prosty i wyraźny sposób nawiązuje do klasyków literatury, nie tylko tej ekonomicznej, ale i obyczajowej, którzy opisywali przesiąknięty biedą Londyn czy też Paryż. Dodatkowo patrzy też realnie na mit awansu przez pracę. Sukces tego typu mierzony jest w maleńkich promilach, a większość takowych sytuacji to po prostu awans społeczny dzięki bliższej lub dalszej rodzinie.
Co się dzieje z naszą pracą?
Idąc dalej za autorem, widzimy coraz to bardziej drastyczny obraz współczesnego rynku pracy. Według Wosia doszliśmy do etapu, na którym jego zła sytuacja doprowadza do przemocy nie tylko ekonomicznej, ale i rodzinnej. Zachowujemy się tak, jakbyśmy wrócili do 1840 roku i pracujemy dużo, dużo ponad średnią. Sytuacja osób, które zatrudnione są na umowę o pracę, wydaje się być pod tym względem dużo łatwiejsza, gdyż w wielu przypadkach są one chronione między innymi przy pomocy działaczy związkowych. Niestety gdzieś pośrodku znajdują się mali przedsiębiorcy, którzy, aby „wyjść na swoje”, pracują po kilkanaście godzin dziennie, w tym także w weekendy i święta.
Dodatkowo dochodzi do pewnych patologii, w których pracownicy zgadzają się na niesamowicie niskie stawki za pracę, dorabiają po godzinach, oferując swoje umiejętności za kwoty dużo niższe niż branżowe i w ten sposób mają wpływ na kolejny rynek. Zła sytuacja nie przeszkadza jednak nawet tym poniewieranym, maltretowanym psychicznie osobom bronić swojego pracodawcy. To chora sytuacja, którą naprawdę trudno zrozumieć. Rafał Woś tłumaczy te mechanizmy, wielu z nas nie ma bowiem o nich pojęcia, ba, wielu osobom wydają się one oczywiste, przecież nie plujemy do talerza, z którego jemy.
Dlaczego tak się dzieje?
Powodów tego stanu rzeczy jest wiele. Doszukiwanie się kolejnych nie musi być trudne, gdyż Woś – bacznie obserwując otaczające społeczeństwo oraz rynek pracy, analizując statystyki ekonomiczne oraz dane między innymi z GUS – stworzył pewien schemat, wizję, która wydaje się być prawdziwa. W jego opinii polski rynek pracy jest bardzo patologiczny, niesprawiedliwy i opiera się na wyzysku pracownika, jego praca jest słabo opłacana, a podatki zbyt niskie, ponieważ nie zapewniają odpowiedniej siły napędowej dla ekonomii państwa.
Gdy tak przyglądamy się jego opinii, okazuje się, że nie ma tu miejsca także na meneli na zasiłkach, nie ma roztrwaniania 500+, nie ma wielu patologii, o których możemy przeczytać w gazetach, czy na internetowych portalach. Jednak czy faktycznie nie jest to prawda?
To nie jest kraj dla pracowników to książka, która burzy wiele murów. Będzie miała tyle samo zwolenników, co przeciwników. Jedni nazwą Wosia wizjonerem, a inni heretykiem. Tak naprawdę każdy będzie musiał to osądzić sam, ale nie ukrywamy, że to ciekawa i wciągająca lektura.